czwartek, 18 stycznia 2018

Nowe szaty socjalizmu

Adam Schaff
Socjaliści nie dają za wygraną! Wracają ze wzmożoną siłą i nowym antydekalogiem. Klucz do zaplanowanych przez nich rozgrywek znajduje się w archiwum Telewizji Polskiej. Chodzi o nagranie z dnia 13 lipca 1989 roku. Większość Polaków kojarzy ten rok z upadkiem socjalizmu. Nic bardziej mylnego.

Archiwalny wywiad nie pozostawia złudzeń. Jest to zapis rozmowy z prof. Adamem Schaffem, ideologiem komunizmu. Nie kryje on przed dziennikarzem żalu, że kończy się pewna epoka. Jednocześnie z ogromną pewnością siebie dodaje: „Przewidująco współtworzyłem (…) taki wielki ruch międzynarodowy Socjalizm Przyszłości na Zachodzie, który zajmuje się sprawą nowej formy socjalizmu, który przyjdzie. Socjalizm, jako taki, na pewno nie zginie. Jak będzie wyglądał? Na pewno nie będzie wyglądał tak, jak wyglądał u nas (…). Otóż zajmujemy się tym, jak powinno być. I są ludzie, (…) którzy na świecie przygotowują się do tego nowego okresu, który przyjdzie na fali nowej rewolucji przemysłowej w najbliższym czasie (…).” 


Z wypowiedzi Schaffa sprzed lat wynika, że „socjalizm z ludzką twarzą” wypalił się, więc musieli go ubrać w inne szaty. Wilk w owczej skórze zuchwale wkroczył do naszego życia z nowymi pomysłami i hasłami. Ale nie łudźmy się. Socjalizm zawsze pozostaje socjalizmem, czyli systemem, w którym prędzej czy później wszelkie indywidualne inicjatywy są tłumione przez władzę. Wytyczne ideologów nowej formy socjalizmu realizują wszystkie kolejne rządy III RP, bez wyjątku. Największy dramat polega na tym, że polskie społeczeństwo przejawia symptomy przypominające syndrom sztokholmski, kiedy to ofiara zaczyna sympatyzować i solidaryzować się z oprawcami.

W murach polskiego parlamentu

9 grudnia 2017 r. w Sejmie RP odbył się Kongres Chrześcijańskich Przedsiębiorców. Z nieskrywanym entuzjazmem akredytowałam się na wydarzenie jako dziennikarka współpracująca z PAFERE. W spotkaniu uczestniczyło ok. 300 osób. Chrześcijańskiego ducha tchnął o. Waldemar Gonczaruk CSsR, który rozpoczął od poprowadzenia wspólnej modlitwy i wygłoszenia wartościowego wykładu inauguracyjnego. Potem żar już tylko stopniowo wygasał. Ostatecznie czar prysł wraz z końcowym wystąpieniem organizatora konferencji Tomasza Sztrekera z Polskiej Akademii Biznesu.


Sala Kolumnowa, Sejm RP
Nie z takim materiałem planowałam wrócić z konferencji w Sejmie. Oczami wyobraźni widziałam reportaż zawierający cytaty z pasjonujących wykładów. Chciałam dać Czytelnikom nadzieję, że oto w Polsce odradza się duch wolności, który niegdyś stanowił o wielkości Rzeczypospolitej. Tymczasem bardzo się rozczarowałam. Nie chciałabym być źle zrozumiana. Nie podważam szlachetnych intencji uczestników Kongresu Chrześcijańskich Przedsiębiorców. W Sejmie usłyszałam wiele wartościowych wystąpień, przemyśleń i świadectw. Zobaczyłam jednak coś jeszcze – kajdany, w które zakuwają nas socjaliści różnych maści i w różnych przebraniach. I właśnie ten problem zdominuje mój artykuł.

Stosuję się do zasady domniemania niewinności, więc zakładam, że organizatorzy Kongresu nieświadomie wzięli udział w oszustwie na wielką skalę. Być może w Sejmie spotkałam się z naiwnością, przeoczeniem, a nawet bezrefleksyjnym podążaniem za modą, pokrętnymi ideami socjalizmu, pięknie brzmiącymi lecz wyrządzającymi wiele zła. Jednak bez względu na rzeczywiste intencje organizatorów czuję się w obowiązku pewne kwestie zobrazować i po chrześcijańsku upomnieć. Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, nawiążę do wykładu ojca Waldemara Gonczaruka.

Redemptorysta zauważył, że bycie przedsiębiorcą to nie tylko odpowiedzialność i powołanie, ale przede wszystkim zetknięcie się z największą tajemnicą, czyli z człowiekiem. W tym kontekście o. Gonczaruk przypomniał, że biznes budowany przez uczniów Chrystusa powinien służyć człowiekowi, który w swoim wymiarze nadprzyrodzonym żyje dla zmartwychwstania.

„Wyzwania, które stają przed biznesem i przed przedsiębiorczością w Polsce, to są wyzwania, które nadają kształt naszemu życiu społecznemu. Dzisiejsza konferencja, odbywa się w bezprecedensowym kontekście historycznym dla naszego kraju. (…) Kraju, który odegrał niebagatelną rolę w historii świata i w historii Europy. To Polska dała światu Jana Pawła II, z którego jesteśmy dumni. To Polska dała światu świętą siostrę Faustynę, dzięki której cały świat woła «Miej miłosierdzie dla nas i całego świata». Jesteśmy spadkobiercami tej historii (…), która może kształtować nie tylko życie i przyszłość człowieka, ale całego świata i również narodu. Czy Polska będzie istnieć? To pytanie stawiamy sobie dzisiaj, w tym gmachu, w którym nabiera kształtu nasze istnienie. Jeżeli będzie istnieć, to jaka i jakim duchem będzie karmiona – czy duchem tego świata, czy Duchem Chrystusa?” – poddał pod rozwagę ojciec Waldemar Gonczaruk.

Kontekst historyczny o którym mówił kapłan odnosi się do nowego rządu, którego powołanie zbiegło się w czasie z Kongresem Chrześcijańskich Przedsiębiorców. Partnerem wydarzenia było m.in. Ministerstwo Rozwoju, na czele którego przez ostatnie dwa lata stał Mateusz Morawiecki, nowo powołany premier. Poniekąd tłumaczy to ciepłe słowa z ust niektórych prelegentów pod adresem nowego Prezesa Rady Ministrów, których nie brakowało podczas konferencji w Sejmie. Nie tłumaczy to jednak nazwania jej Kongresem Chrześcijańskich Przedsiębiorców. Słynny „Plan Morawieckiego” jest bowiem daleki od Katolickiej Nauki Społecznej, podobnie jak plany, o których w przemówieniu końcowym powiedział główny organizator Kongresu.

Tomasz Sztreker szumnie zapowiedział realizację szeregu działań. Wśród zaplanowanych projektów wymienił m.in. powołanie Chrześcijańskich Klubów Biznesu. W ramach ich funkcjonowania mają być organizowane spotkania o charakterze biznesowym „typu rozwój” i spotkania „typu relacje”. Odbywać się mają według „ustalonego harmonogramu”, który ma pozwolić przedsiębiorcom „wejść w pewien program”, otrzymany we współpracy „z jednym z uniwersytetów”, na którym został utworzony „pewien system ekonomiczny dla małych i średnich przedsiębiorstw”. Sztreker powiedział, że jego zdaniem jest to „jeden z najlepszych systemów jaki spotkał w swoim życiu” i zapewnił, że „jest on w stu procentach zbudowany na Katolickiej Nauce Społecznej”. Wisienką na torcie ma być to, że system był testowany przez 10 lat, w trakcie których wykazano, że przynosi on zyski.

Chrześcijanie nad przepaścią

I wreszcie przechodzimy do sedna sprawy. Tomasz Sztreker powiedział, że jest to w stu procentach system ekonomiczny, ale „oparty na zasadach zrównoważonego rozwoju i na zasadach pochodzących w stu procentach z naszej wiary”. Problem polega na tym, że uczestnicy Kongresu Chrześcijańskich Przedsiębiorców zostali wprowadzeni w błąd, ponieważ cele zrównoważonego rozwoju stoją w sprzeczności z chrześcijańskim systemem wartości i Katolicką Nauką Społeczną

Wykazała to Marguerite A. Peeters, konsultantka Papieskiej Rady ds. Kultury. Od 1994 roku Peeters śledzi polityczny, kulturowy i etyczny rozwój globalnego zarządzania uczestnicząc – jako niezależna dziennikarka – w największych konferencjach Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jest autorką kilkuset raportów dotyczących tej tematyki oraz książki „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej”. Jej publikacje nie pozostawiają złudzeń. W konsekwencji apostazji Zachodu, czyli odrzucenia Boga Ojca, zaczęto postępować z zupełnie inną logiką. Dotychczasowy system wartości – w naszej części świata oparty o Dekalog i zasadę miłości Boga i bliźniego – zastępowany jest (transformacja) tzw. nową etyką globalną, która jest ufundowana na rzecz wprowadzania celów zrównoważonego rozwoju. Do realizacji tych celów zobowiązane są wszystkie kraje członkowskie ONZ, w tym Polska.

Ze względu na potężną propagandę i znikomy zasięg naprawdę niezależnych mediów, przeciętny człowiek nie ma pojęcia w co został wciągnięty. W katolickiej (jeszcze) Polsce, gdzieniegdzie daje się usłyszeć, że za zrównoważonym rozwojem stoi głównie frazeologia socjalistyczna i ideologia gender, przed czym realistycznie myślący Polacy zdają się próbować chronić siebie i swoje rodziny. I o ile w sferze obyczajowej realizatorzy wytycznych ONZ napotykają w Polsce opór, o tyle w sferze gospodarczej idzie jak po maśle. Dzieje się tak dlatego, ponieważ mało kto jest świadomy, że po pierwsze – ideolodzy nowej lewicy (neomarksiści) mają za cel przejąć każdą sferę naszego życia, a po drugie – mamią ludzi chwytliwymi hasłami o „wyrównywaniu szans”.

By nie być gołosłowną przytoczę Art. 5 z Konstytucji RP: „Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli, strzeże dziedzictwa narodowego oraz zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju.” W Komentarzu do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 roku [Wyd.: LIBER, 2000 r.] Piotr Winczorek wyjaśnia: „(…) Zasada zrównoważonego rozwoju (gospodarczego, społecznego i kulturalnego) została sformułowana przed kilku laty na światowej konferencji ekologicznej w Rio de Janeiro”. Kluczowe w tym komentarzu jest rozwinięcie zawarte w nawiasie, z którego wyraźnie wynika, że zrównoważony rozwój dotyczy właściwie każdej sfery naszego życia. Artykuł ten jest jednym z przykładów na to, że obecnie obowiązująca Konstytucja RP jest pełna sprzeczności. Niemożliwe jest bowiem zapewnienie wolności (także w sferze gospodarczej) przy jednoczesnym kierowaniu się zasadami zrównoważonego rozwoju. Zobrazuję to w prosty sposób.

Pewien chrześcijański przedsiębiorca postanawia otworzyć katolicką szkołę. Ogłasza nabór do pracy. Aplikację składa, dajmy na to, nauczyciel etyki. Ma on wszystkie potrzebne certyfikaty – ukończone studia z filozofii, kurs pedagogiczny, zawodowe doświadczenie, etc. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej dyrektor placówki dostrzega, że kandydat ma tatuaże, których konkretna symbolika (np. związana z jakąś sektą) stoi w sprzeczności z chrześcijańskim systemem wartości. Co więcej, wymiana zdań pozwala pracodawcy rozeznać, że ma do czynienia z człowiekiem, którego światopogląd nie odpowiada profilowi katolickiej szkoły. Kandydatura zostaje odrzucona. Kandydat podaje szkołę do sądu. I wygrywa. Dyrektor prywatnej szkoły złamał prawo, ponieważ zasady zrównoważonego rozwoju nakazują wyrównywać szanse i zabraniają dyskryminować ze względu na przekonania.

Wdrażanie celów zrównoważonego rozwoju, to de facto ograniczanie wolności – zgodnie z mechanizmami socjalizmu: piękna frazeologia po to, by zdobyć pełnię władzy, a to stoi w pełnej opozycji do zasady subsydiarności wpisanej do konstytucji Unii Europejskiej i Polski. Dlatego problem nie dotyczy jedynie katolików, ale wszystkich wolnościowców bez względu na ich przekonania religijne. Zrównoważony rozwój ogranicza swobodę prowadzenia działalności gospodarczej w ramach pokrętnego systemu 10 zasad prowadzenia biznesu i tzw. społecznej odpowiedzialności wzniesionej na ideologii gender, prawie do orientacji seksualnej, tzw. prawach seksualnych i reprodukcyjnych z tzw. niedyskryminacją ze względu na cokolwiek…

Właściciel firmy nie będzie mógł zwolnić czarnoskórej samotnej matki, nawet jeśli jest ona leniwa, obija się całymi dniami i nie wywiązuje się ze służbowych obowiązków. Pracownikowi prywatnej drukarni nie ujdzie na sucho, jeśli kierując się sumieniem odmówi klientowi wydrukowania ulotek promujących jego zdaniem szkodliwą ideologię. Dentysta nie otworzy własnego gabinetu, jeśli nie będzie w nim toalety (z wszystkimi atestami i bardzo drogimi urządzeniami) przystosowanej dla niepełnosprawnych. Paradoks wytycznych ONZ polega na tym, że w imię „wyrównywania szans”, daje się przywileje jednym, ale odbiera prawa innym. W tym systemie mają gdzieś świeżo upieczonego absolwenta stomatologii, który zanim zacznie leczyć pacjentom zęby, musi wydać krocie na wybudowanie specjalnego pomieszczenia sanitarnego, służącego do zgoła innych czynności.

Ideologia socjalistyczna pod płaszczykiem „zrównoważonego rozwoju” i „pomocy bliźniemu” pięknie brzmi i mami ludzi. Tymczasem jest to głównie przykrywka do kręcenia własnych biznesów przez ludzi władzy i ludzi pod nich podklejonych. Czym to się kończy? Wiemy. W PRL’u było to samo – piękne hasła, upadek produktywności i przedsiębiorczości i w rezultacie krach gospodarczy.
Dziwi i niepokoi, że środowiska katolickie w Polsce pozostają bierne, kiedy w mediach zachwala się premiera Mateusza Morawieckiego za to, że jego program zakłada wdrażanie celów zrównoważonego rozwoju. Szczególnie martwi reakcja tzw. mediów katolickich, które również dołączyły do pochwalnego chóru. Wygląda na to, że chrześcijanie mają odwrócić się od Boga, Dekalogu i Ewangelii. Bo jak inaczej to rozumieć, kiedy w murach Sejmu RP ogłasza się tworzenie Klubów Chrześcijańskich Przedsiębiorców opartych o zasady zrównoważonego rozwoju? Przecież walka toczy się o sprawę najważniejszą – o nasze życie doczesne, jego prawdziwe i właściwe fundamenty, i wreszcie o nasze zbawienie. 

Agnieszka Piwar 

Tekst ukazał się na stronie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz