wtorek, 1 lutego 2011

Nie czuł nienawiści do swoich oprawców


Szczytem miłości i pracy dla Niepokalanej jest umrzeć i to gdzieś pod płotem, ażeby popiół z własnych kości wiatr rozsypał po polu, bo ten zasiew z ludzkiego życia jest zawsze i będzie najpłodniejszy”

O. Maksymilian Maria Kolbe


Więźniowie w celi odnosili się do niego z szacunkiem i zaufaniem, bo cała jego postać tchnęła spokojem i namaszczeniem. Nie pragnął dla siebie żadnych wyróżnień, lepszego miejsca, ale sam z wielką dobrocią opiekował się innymi”. W lutym mija 70. rocznica aresztowania ojca Maksymiliana Kolbego.


O aresztowaniu i pobycie o. Kolbego na Pawiaku wiemy z relacji naocznych świadków. Ich zeznania są dla nas niewyczerpalnych źródłem, z którego wylewa się obraz niezwykłego człowieczeństwa, wręcz niepojętego dla zwykłego śmiertelnika, skażonego grzechem pierworodnym. Bo jakże bliska ziemskiego życia wydaje się nienawiść do tych, którzy wyrządzają krzywdę; chęć zemsty na tych, którzy upokarzają; żądza zadośćuczynienia za odebranie tego, co się budowało latami... To właśnie ze wspomnień tych, którzy poznali o. Kolbego dowiadujemy się, że kiedy w 1939 r. wrócił z obozu niemieckiego w Amtitz nie narzekał na uwięzienie, lecz wyrażał radość z tego, że mógł cierpieć dla Niepokalanej i że nie był to czas stracony. Z relacji br. Ferdynanda Kasza dowiadujemy się, że „mimo rozbicia życia klasztornego, różnych szykan i rekwizycji żywności klasztornej, o. Kolbe nie okazywał ani nienawiści ani złości wobec Niemców, przeciwnie wzywał do miłości i modlitwy w intencji ich nawrócenia. Wielu żołnierzom niemieckim wręczał medaliki Matki Bożej Niepokalanej.”

17 lutego 1941 rok. Do Niepokalanowa przyjeżdża pięciu Niemców z gestapo. Wraz z ówczesnym gwardianem klasztoru aresztowano jeszcze czterech innych zakonników. Wywieziono ich na Pawiak do Warszawy. Powód aresztowania: gestapowcy chcieli zniszczyć zespół pracy religijnej; chodziło o unieszkodliwienie ludzi wpływowych. O. Kolbe był przełożonym klasztoru, który wywierał wówczas wielki wpływ religijny na całą Polskę. Jak się dowiadujemy z relacji o. Floriana Koziury bezpośrednią okazją to działań gestapowców były donosy na Niepokalanów.

Ze słynnego więzienia w centrum Warszawy nie zachowały się żadne urzędowe akta dotyczące o. Maksymiliana. Całą wiedzę o osadzeniu franciszkanina czerpiemy tylko z relacji ówczesnych więźniów Pawiaka. Dowiadujemy się od nich tego, że o. Kolbe pracował przez jakiś czas w więziennej bibliotece, przebywał także w izbie chorych. Urządził przed Wielkanocą rekolekcje, wiele spowiadał i był bardzo spokojny. Każdą wolną chwilę poświęcał modlitwie i skupieniu. Wiemy, że „z wielką dobrocią opiekował się innymi”; „przez dyskusje i rozmowy wprowadzał atmosferę odprężenia i zapomnienia o przykrym położeniu, ratował przed zwątpieniem i pesymizmem. W wypadkach zadrażnień między współwięźniami umiał bardzo delikatnie wpływać na uspokojenie.” To wszystko sprawiało, że osadzeni darzyli go wielkim szacunkiem i zaufaniem.

Od jednego ze świadków dowiadujemy się także o pobiciu o. Kolbego. Było ono następstwem „mężnego wyznania wiary” franciszkanina z Niepokalanowa. „Pewnego dnia wszedł do celi strażnik więzienny esesman (...). Zobaczył, że o. Maksymilian jest w habicie zakonnym, ma u paska zwisająca koronkę franciszkańską z dużym krzyżem i wpadł w gniew. Przemówił do o. Maksymiliana w języku niemieckim i zaraz uderzył go w twarz, słysząc odpowiedź twierdzącą na postawione mu pytanie. Potem znowu postawił pytanie i bardziej jeszcze gniewny bił o. Maksymiliana z wielką złością po twarzy, potrząsając koronką. Po wyjściu Niemca z celi, świadek zdarzenia Edward Gniadek, nie znający języka niemieckiego, dowiedział się o treści rozmowy od trzeciego współwięźnia Żyda Singera. Niemiec pytał o. Maksymiliana, potrząsając koronką z krzyżykiem, czy w to wierzy. O. Kolbe odpowiedział „wierzę” i wtedy został spoliczkowany. W dalszej rozmowie esesman powtórzył to samo i wtedy o. Maksymilian dostał kilka nowych uderzeń w twarz. Potem gniewny esesman opuścił cele trzaskając drzwiami.” E. Gniadek zeznał dalej, że o. Kolbe był opanowany po tym zdarzeniu, a samemu Gniadkowi zdenerwowanemu incydentem powiedział: „proszę się tym nie przejmować i nie denerwować, gdyż pan ma swoje kłopoty i trudności, a ja to wszystko znoszę dla Matki Bożej”.

O. Maksymilian Kolbe już nigdy nie wrócił z Pawiaka do Niepokalanowa. 28 maja 1941 r. trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie otrzymał numer 16670.

Rycerz Niepokalanej zanim został aresztowany, doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia dla niego i współbraci z klasztoru. Zwracał jednak na to uwagę, że trzeba być gotowym na męczeństwo za wiarę. Miał mawiać, że bezgranicznie ufając Niepokalanej nie ma się czego obwiać. O. Kolbego, bardzo bolało, że ktoś oskarża zakon przez Niemcami, o czym dowiadujemy się z relacji siostry Szczęsnej Sulatyckiej. Franciszkanin zwierzył się zakonnicy niedługo przed aresztowaniem. Był świadomy tego, że owe oskarżenia mogą sprowadzić wielkie nieszczęście. Lecz prosił wówczas o modlitwę nie w intencji klasztoru, lecz tego, który doniósł. Jak powiedział: „klasztor to mniejsza, byle dusza owa nie zginęła”.

Artykuł został napisany na podstawie książki Studia o ojcu Maksymilianie Kolbe pod redakcją o. Joachima Romana Bara.

Obecnie z zakonie franciszkańskim trwa Rok Kolbiański. Jest on odpowiedzią na słowa kard. Stefana Wyszyńskiego „Nie gaście ducha ojca Maksymiliana.” Jednym z wydarzeń wpisujących się w inicjatywę podjętą przez zakonników jest wspomnienie 70. rocznicy aresztowania i osadzenia na Pawiaku o. Maksymiliana Kolbego. 17 lutego, to dzień uroczystości przy muzeum słynnego aresztu w centrum Warszawy. Po nich zaplanowano przemarsz do kościoła Ojców Franciszkanów przy ul. Zakroczymskiej, na Mszę św.

Agnieszka Piwar
tekst ukazał się w miesięczniku "Moja Rodzina", luty 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz